Strona:Maria Rodziewiczówna-Za wiarę i ojczyznę.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Awantura, jeszcze jakie rozbójniki — miasteczko podpalą. Słyszysz, tatku.
— Słyszałem. Mówili w policyi — że przyjdą. Tu ich zesłali na cały rok.
— Kto oni tacy? Co zrobili?
— Uporne uniaty z Siedleckiej gubernii.
— Gdzież to? — spytała Emilka.
— Głupia ty! — pochwalił się Wołodia. To w Prywiślińskim kraju.
— To oni nie ruskie już, a jakie?
— Ruskie — ale nie chcą do cerkwi chodzić, i przysięgać. Bez wiary żyją.
Nic nie rozumiała Emilka, ale uspokoiła się, że te aresztanty miasteczka nie podpalą.


∗             ∗

Nazajutrz zobaczyła ich na rynku. Był jeden stary suchy; poważny dziad, jeszcze jak dąb krzepki; był średnich lat mężczyzna o łagodnej twarzy i wyrostek może szesnastolatni. Mieli na sobie świty, wyszyte na