Strona:Maria Rodziewiczówna-Za wiarę i ojczyznę.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie pamięta, ani słowa nie może przeczytać. Zrobiło mu się jakoś dziwnie — straszno — od tego snu…
Skończyło się wesele, Zonia osiadła u męża — w dworku zrobiło się obszerniej — nawet starsza Emilka zaczęła starać się o lokatora, bo i Wołodię zabrał Makarewicz sobie do pomocy i na mieszkanie. Borucki jak zwykle dzień spędzał w „kamerze“ wieczorem pisał — w dworku było pusto i cicho.
Pewnego wieczora przybiegł Wołodia.
— Wiecie, do stanu przyprowadzili z powiatu jakichś buntowszczyków — na posielenie tutaj.
— Co gadasz — czy to u nas Sybir! Pewnie aresztanty etapem idą.
— Nie, jej Bogu — tu zostaną. Trzech — takie bure sukmany mają i pasy — nie tutejsze. Z Polszy buntowszczyki — mówił prystaw.