Strona:Maria Rodziewiczówna-Za wiarę i ojczyznę.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jechał i ledwie odjechał. Już znowu nieboszczkę na cmantarz trzeba było wieźć.
Sąsiedzi mieszczanie i nawet sam sędzia radził Boruckiemu „liszniego“ rozchodu uniknąć i pochować na cmentarzu prawosławnym. „Nie wszystko jedna wiera“? — mówili.
— Nu, zapewne jedna! — wahał się Borucki, noc spędzając nad ciałem.
Świece i lichtarze pop dał, znajomi przychodzili nawiedzić, modlili się po rusku, córka nawet napomykała, że na mogiłę bliżej będzie pójść, a tam — to kto się dowie! Borucki rozmyślał, pilnując świec przy trumnie, noc całą. Jak nie rozmyślał, to czytał z grubej, starej książki, jedynej, co w domu była, modlitwy.
Czytał bardzo powoli — zapomniał już liter. A rano się namyślił — konie najął, choć drogo i pojechał z ciałem do kościoła.
Po tym jego postępku jakiś czas krzywo nań patrzył duchowny, niechętnie sędzia,