Strona:Maria Rodziewiczówna-Dewajtis (1911).djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mnie się nie chce ani wczasu, ani jadła! I cioci warto odetchnąć...
— Ja się tu zostanę, Mareczku; jeślim ci niepotrzebna, z niebogą tą posiedzę. Tyle tu roboty i troski, a ona jedna!
— Chodźmy tedy na pogorzelisko, panie Czertwan! — zawołała Irenka. — Mamy, dzięki Bogu, lasy pełne drzewa! Odbuduje pan rychło!
— Za co? — pomyślał, idąc za nią. — Ostatnimi czasy robota polowa, reperacya młynów, wypłaty Kazimierzowi, Hance, macosze, proces o dąbrowę wyczerpały jego zasób. Miał zaledwie marną sumę!
Ragis z Julka szli opodal. Obejrzała się na nich i, zniżając głos, rzekła prosząco:
— Czy pan się nie obrazi na mnie, gdy go o coś poproszę? Mnie się zdaje, że połowa natury pana składa się z monstrualnej[1] dumy i hardości, a druga połowa z zaciętości strasznej, żeby milczeć i niczego nie okazać! Ja wiem wiele o panu, i czasem mi okropnie żal pana, a czasem gniewam się istotnie! Po co się męczyć bez racyi, bez potrzeby? Och, warto pańską dusze w ogień włożyć, a potem kuć na inną formę, bo ta stara jest nieludzką w swej zaciekłości!
Nic nie odrzekł, błądząc wzrokiem po ziemi.
— Czemu pan milczy i wobec mnie? Jam panu tak życzliwa, z całego serca! Mnie pan swym spokojem nie oszuka! Ja wiem, że za nim w duszy pana wre męka i piekło!
Zadrżało mu ramię. Nieufnie oczyma przez sekundę spoczął na jej oczach i po chwili niewyraźnie odparł:
— Piekło — nie! Męka nie jedno z potępieniem!
W źrenicach rozsypały się złotawe skierki.
— Po co się męczyć napróżno? Nie pomoże panu milczenie! Kto zechce zrozumieć, zrozumie! Nie zwalczy pan jednej rzeczy, nigdy!
Poczerwieniał, i kurcz bólu drgnął mu na licach, jakby dotknęła ciężkiej rany.
— Uchowa mnie przed nikczemnością Bóg miłosierny i ojciec nieboszczyk w niebie! Jeszczem ja przed niczem nie uległ, co grzeszne!
Brwi jej się zbiegły groźnie.
— Nie rozumiemy się, panie! To, co ja myślę, nie jest ani grzechem, ani nikczemnością, i dlatego właśnie złamie pana, bo wielkie i dobre.
— Nie stoimy narówni, i rzecz każda inne ma lica dla mnie i dla pani — odezwał się po chwili namysłu.

Ragis z Julka dopędzili ich: stali nad zgliszczami.

  1. Monstrualny — potworny.