Strona:Maria Rodziewiczówna-Dewajtis (1911).djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Cóż oni tam porabiali? — spytał Ragis i Julka, bo Hanka od dawna zatopiona była w obserwacyi białych chmur na szafirze, a panna Aneta podreptała do domu.
— Śpiewali, rozmawiali nie po naszemu, zaglądali do lochów, do studni, obchodzili trzy razy Dewajtisa, aż nareszcie zobaczyli mnie i podeszli. O coś się pytali, o dąb chyba, bo ręką pokazywali. Pani umie trochę po polsku, ale nie zrozumiałam. Potem zajrzała do jakiejś książki i pyta: gdzie pan Marek Czertwan? Pokazałam im ścieżkę, ukłonili się i poszli dalej. Niezawodnie przyjdą tutaj...
— Śliczna nowina! — zawołała Julka — będę ich wyglądać aż do północy! Bardzom ciekawa tej Amerykanki! Nie widział jej nikt jeszcze!
— Nie. Pytałem Marka, czy ładna, ale naturalnie, nic się nie dowiedziałem — wtrącił Ragis.
— Podobno bardzo pracowita i praktyczna, Witold u nich był zawczoraj — odezwała się Hanka — mówił, że bez zachwytu patrzeć na nią niepodobna.
— Ho, ho, ho! Może być źle z Witoldem! dostanie harbuza!
— Skąd pewnik tak smutny? — zauważyła żartobliwie Julka.
— Ma się rozumieć! Przecież żadna pracowita i praktyczna za niego nie pójdzie! Albo ja nie wiem? Zresztą ten brzydki to jej narzeczony!
— Matko cudowna! — wykrzyknęła Marta — a gdzieżez ona oczy miała?
— Ho, ho, ho! Nie wspominając, i wasze oczy musiały się zaćmić, pani Łukaszowo! — uśmiechnął się szyderczo Ragis.
Kobieta okryła się szkarłatnym rumieńcem.
— Niewola nie raj! — odparła zmieszana.
— Ochota gorzej niewoli! — szydził stary bezlitośnie.
Zwróciła się do furtki, nasuwając chustkę na oczy.
— Do widzenia państwu! — rzuciła przez ramię i wyszły.
— Śliczna kobieta! — zauważyła z cicha Julka — podobno gust pana Marka?
— A gust! — skrzywił się stary. — Uchowaj, Chryste, takiego gustu!
Panna Aneta ukazała się w progu z tacą pełną spodków, salaterką poziomek i dzbankiem mleka, za nią Grenis wyniósł przed ławkę stół, świeżo heblowany.
— Macie, moje dziatki, pożywajcie ten specyał! — uśmiechnęła się łagodnie — a ja tymczasem pszczółki osadzę w ulu, żeby niedługo się męczyły w woreczku!
— Ja pomogę cioci! — ofiarowała się Hanka.
— Dziękuję, moja złota! Grenis pomoże. Ty jedz jagódki i odpoczywaj po tych okropnych lekcyach.