Strona:Maria Rodziewiczówna-Dewajtis (1911).djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dziękuję wam, Martusiu, dziękuję! Ale nie godzi się odbierać jagód! Zbierać ciężko! Może staraliście się dla męża?
— Jeszczeby co? Czy on się tam zna na czemś dobrem? — odąwszy usta, odparła piękna kobieta.
Ragis zmrużył oczki filuternie i wąsiki nastroszył:
— Doprawdy? Na dobrem się nie zna? Ma się rozumieć! Cebula! Źle, pani Łukaszowo, kiedy tak człowiek bez gustu, to zupełnie fe!
Kobieta zaśmiała się, aż błysnęły wszystkie zęby w koralowej oprawie. Koszyk postawiła na ławce i dodała:
— Czyja dąbrowa, tego jagody. Zbierałam z uciechą, bo przy święcie w chacie tak nudno, że i pies nie usiedzi.
— Wojnat podobno umiera? — przerwał Ragis.
Twarz Marty zmieniła się w mgnieniu oka. Z uśmiechniętej stała się twardą i ponurą. Niedbale machnęła ręką:
— Niech umiera! — syknęła przez zęby.
— Marka dziś wołał — mruknął kaleka.
— Już wołał? Spróbował panowania w pustce! No, zobaczy, czy tak łatwo sprowadzić, jak wypędzić! Marek pewnie nie poszedł?
— Nie poszedł, bo go niema. Ale żeby był, toby nie odmówił choremu. I wam, pani Łukaszowo, przystoi tam zajrzeć..
— Żeby konał, to nie pójdę! Jak psa wypędził i Marka i mnie! Niech go teraz pies dogląda!
Zaiskrzyły jej się oczy, poczerwieniały policzki. Z ładnej kobiety stała się megera[1]. Ragis popatrzał, głową pokręcił i już milczał.
— Mnie się zdaje, że i Marek nie pójdzie — mówiła dalej — ot, żeby zawołał Łukasza, to co innego! Temu się zawsze zdaje, że on za grzechy całego świata powinien cierpieć i lamentować! Ja nie taka!
Szczęściem, że panna Aneta nie słyszała tej złości, boby nie odważyła się przyjąć jagód od takiej impetyczki[2]. Ale starowina, uspokoiwszy skrupuły, zabrała koszyk i znikła z nim w głębi domu. Ukazała się zaledwie po wybuchu gniewu, z pustym sprzętem i serdecznem podziękowaniem przerwała niemiłą scenę.

— Niema za co! — uśmiechnęła się po dawnemu Marta — ale ja stoję, a nie mówię najważniejszej rzeczy. Tam, na Dewajte, spotkałam państwa z Poświcia. Łódką przyjechali. Sama pani bardzo ładna i modnie ubrana, a pan, musi być mąż, to taki brzydki, że aż strach!

  1. Megera — tu: wiedźma, czarownica.
  2. Impetyczka — kobieta popędliwa.