Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chuściątka, z chuściątka między ludzi, wszystko się do grosza na pochów gospodarza rozeszło; bieżeć też, do arendarza choćby, nie było na owinięcie palca z czem, tak się przez tę chorobę wysypłały i jajka, i masła kruszyna, i półsztuczek płótna, i siemienia miarka.
Namarszczył się sołtys, tych wynurzeń wdowy słuchając. Podymne zalegało dawno, a i szarwark też. Kancelarya folgowała długo.
Z podpartym na ręku policzkiem słuchała wdowa administracyjnego wykładu finansów gminy. Pociągała nosem, kiwała głową, jako że to niby i żałość miała, i wyrozumienie takoż; kiedy wreszcie chłop mówić przestał, objęła go nagle za kolana, aby do niedzieli o folgę prosząc, póki jakiej ćwiartki umłócić nie da i choć we młynie za marny grosz nie przeda, kiedy już taka nagłość przycisła.
Ujęła sołtysa ta pokora wdowy, a że sam drogę do kancelaryi na niedzielę sobie w myśli odkładał, dał się tedy ujednać aże do soboty, ale co w sobotę, to już święty Boże nie pomoże!
Zaprzysięgła się wdowa, przerzekli pochwalony, a sołtys, że ogromny chłop był, we drzwiach się do wyjścia schylił. Schylił, drzwi przetrwarł, i nie puszczając skobelka, odwrócił głowę.
— A i cóż to, kuma, nie myśli parobka rządzić?
Stachowi, który całej tej rozmowy z niepokojem słuchał, ciarki grzbietem przeszły.
Wdowa frasobliwie westchnęła. Wiedziała ona, że sołtys trzech chłopaków w domu na wybór ma, że ich nigdzie na służbie utrzymać nie może, bo rozpu-