Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nic i nigdy nie przedstawiało mi się w życiu pod aspektem tak doskonale niedościgłego ideału, jak ten mój zegarek.
Pamiętam tę chwilę tak żywo, że coś z jej drżenia dziś jeszcze wzrusza mi serce. Była poprostu przejmująca.
Ojciec powrócił z Paryża, po dość długiej niebytności w domu. Był jakiś inny. Strojny, lekki, wesoły, roztrzepany prawie, bródkę miał przyciętą w klin, gwizdał, podśpiewywał, wykręcał się na pięcie, klepał nas po ramieniu z miną koleżeńską i nader zabawnem mrugnięciem; na matkę wołał »Ma biche«, zamiast jak zazwyczaj: Basiu, poczem jednak zaraz uderzał się dłonią w usta i spuściwszy oczy, komicznie podkręcał wąsa. Wyda-