Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ryżowi powoli, tagowisko opróżnia się, rybacy wracają do domów.
Prawda! Oprócz wioślarzy z »Lavigérie«, którzy tu z wiosek, z głębi kraju przyszli, wszyscy są niedorodni jacyś, jacyś pokrzywieni, zużyci. Grzbiet pochyły, kabłąkowate nogi, pierś wązka, cienkie długie ręce, a dopieroż na tym niezbyt udatnym kadłubie siedzi głowa ciężka, krótko strzyżona, czarniawa, z twarzą, po której jak rok długi wichry morskie chodzą, oksydując ją na miedź i na bronz.
Twarzy tych prawie niepodobna odróżnić między sobą zrazu. »Père Drugeon« tak samo wygląda jak »père Miard«, a »père Miard« niczem się nie różni od »père Omé.
Trzeba ich dłużej znać i widywać często, żeby się w tych jednostajnie kwadratowych, z gruba ciosanych twarzach połapać jakoś, dopatrzeć rysów indywidualnych.