Strona:Maria Konopnicka - Na normandzkim brzegu.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mal, z wyrazem niewymownej i bezradnej troski.
Na biało-cielistej skórze dobitnie zaznaczone oczy, nos, usta z grubą, odętą wargą dolną i kilkoma poprzecznemi zmarszczkami zarysowane czoło, przedstawiają fizyonomię trochę bezprzytomną jakby i w kwaśnym humorze, ale przedewszystkiem głęboko zafrasowaną, strapioną.
Zapomnieć tego niepodobna, tak ostro odbija się w pamięci ta dziwna twarz, ze swoją bladością, swoją szkicowością ulotną, a jednak ogromnie wnikliwą, ze swoim bezradnym, śmiesznym, a przecież wstrząsającym patosem rybim. Jest w tem wszystkiem melancholia nie do opisania.
Ale główny, dobyty z pod pokładów towar, ożywia nagle te ciemne, jednostajne masy, i rzuca na ich szarawość świetne, wesołe i jaskrawe, różnobarwne nuty.
Wielkie, płaskie, okrągłe o dwóch uchach kosze czerwienią się od smakowitych »Rouge’onów«, których przedziwnie