Strona:Maria Konopnicka - Na drodze.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak ta pani jego mówi do pustelnika, co tam w pustelni siedział:
— Święty pustelniku — mówi, tak i tak, pana mego — mówi, — „Szwedzia“ na wojnie ubiły, Bóg to ta jedyny wie, co z duszą jego... Będę ja tobie — mówi, — dosyłała obiad na każdy dzień, a ty święty pustelniku — mówi, — na każdy dzień zmów też paciorek za oną duszę niebogą... Tak on pustelnik powiada, że dobrze. Ale że to nie jeden do niego się udawał, jako że na okolicę świętym słynął, więc mu tu nijakiego dobra, chleba, mięsa, omasty — nie brakło. Tak tych obiadów nie miał sobie za co. To owo jadło nieraz, pani moja, i do trzeciego dnia stało. A pacierza też za oną duszę nie zmawiał, bo sobie tak myślał: „Cóż ja będę pacierze zmawiał, kiej obiadu nie jem?“ Jako że i prawda, bo nie jadł. Ano zaniechał dzień nie dzień, rok nie rok, a onej pani precz się ten jej pan śni, że niby spokoju na tamtym świecie nie ma.
Tak pani każe przypiekać, a krasić, a podlewać one obiady, a tłusto, a słodko, żeby też ten pacioryszek skuteczny był, — i nic. Aż raz, stoi ten obiad w owej pustelni, a tam w podle idzie sierota wędrowniczek, co już trzy dni o czczym duchu był. Patrzy on sie-