Strona:Maria Konopnicka - Miłosierdzie gminy.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyciszonym, zirytowanym[1] głosem, szarpiąc na przemiany to jeden, to drugi rękaw nieszczęsnej kurty, po której zdjęciu okazuje się cała wyjątkowa nędza zapadłych piersi i wychudzonych żeber kandydata, ledwie co okrytych srodze łataną koszulą i szczętami letniej kamizelki.
Stary Wunderli drży silnie, częścią z chłodu, a częścią ze strachu. Wydało się... Co teraz będzie? Wszystko się wydało...
W niezmiernem pomieszaniu podnosi do szyi obie trzęsące się ręce i usiłuje rozplątać misternie[2] przez woźnego zadzierzgnięty fontaź.
— I chustka nie twoja? — krzyczy Tödi-Mayer, zdjęty ostatnią pasyą w swem rozczarowaniu.
— Nie moja... — odpowiada ledwie słyszalnym szeptem Kuntz Wunderli.
Woźny wyszarpuje mu ją z ręki.
— Kapuściana... ośla... barania głowa! — mówi przez zęby z naciskiem.
Historya z chustką więcej go jeszcze gniewa, niźli historya z kubrakiem. Inicyatorem[3] pożyczki kubraka nie był sam: podsunął ją mimochodem pan radca, zważywszy, iż kandydat był zbyt źle odziany, aby się mógł pokazać w urzędowej części sali.

Ale chustka! Chustka była własnym pomysłem woźnego. Sam ją wiązał, włożył w wiązanie to

  1. Gniewnym.
  2. Sztucznie.
  3. Inicyator — ten, kto daje pierwszą myśl czegoś.