Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

białą ukazując na kolebkę, gdzie mały chłopczyna w poduszeczce leżał. Zbliżył się Dobosz do dziecka, schylił nad kołyską twarz czarną wąsatą, a dzieciątko nic go się nie zlękło, tylko otwarło oczka i patrzyło na niego. Do głębi serca poruszyło Dobosza to spojrzenie dzieciątka niewinnego; wspomniał sobie matkę swoję i rodzinę, pożałował latek dziecięcych swoich i dwie łzy spadły mu na wąsy czarne.
Wziął potem chłopczyka z kołyski na ręce, pohuśtał, a oddając matce prosił, aby dziecko nazwała Stefanem na pamiątkę jego, gdyż sam Dobosz miał na imię Stefan. Nie sprzeciwiała się tej prośbie pani Karpińska, bo i niebardzo było bezpiecznie, a Dobosz raz jeszcze dobrego zdrowia życząc, jak przyszedł na palcach, tak na palcach wyszedł.
Dopiero w jadalnej komnacie rozgościł się nieco, towarzyszom swoim pozwolił się posilić, a sam pilnował, żeby co nie zginęło we dworze i żeby był spokój dla chorej pani.
Kiedy sobie podjedli i piwa się napili, dał Dobosz gospodyni dukata za posługę i wyniósł się zaraz na lasy, na bory, bo zawsze