Przejdź do zawartości

Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No i cóż dalej? — zapytała znów mama.
— Tylko nie mogę sobie przypomnieć, gdzie on z tą córeczką mieszkał...
— W Czarnolesiu — rzekła mama. — Nazywano go też Janem z Czarnolesia.
— Tak, tak! W Czarnolesiu! Więc tam była taka wielka stara lipa, pod którą Kochanowski siadał i różne wiersze pisał; a przy nim bawiła się Urszulka. Ale nie bawiła się tak, jak inne dzieci, nie przeszkadzała ojcu, nie hałasowała, tylko sobie kwiateczki zbierała i śpiewała piękne piosenki. A tych piosenek, to jej nikt nie uczył, sama już z siebie tak umiała śpiewać, jak ten słowiczek w maju.
A włoseczki miała jakby złote i chodziła w „letniczku pisanym“, to znaczy w takiej pstrej sukience leciuchnej. Raz miał przyjechać do Czarnolasu wielki wojownik...
— Hetman — poprawiła mama — Jan Zamoyski.
— Tak mamuniu, Jan Zamoyski, więc Urszulka nazbierała prześlicznych kwiatków i tak sobie śpiewała: