Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ptaszka, każdego motyla ulatującego w cichem, przejrzystem powietrzu.
Po raz pierwszy Ewunia zaczęła pojmować, że w polu i na łące można się nie nudzić. A dopieroż kiedy bryczka wjechała do lasu, kiedy Jania zaczęła pokazywać swojej towarzyszce to sosny, to brzozy, to graby, to dęby i jarząbki, i mówić to o zajączkach i wiewiórkach, to o stukającym w oddali dzięciole, to o przeróżnych jagodach... — Cały las zdawał się nabierać życia, ruchu, wymowy, a to, co dawniej było dla Ewuni tylko ciemną, zbitą gęstwą, teraz występowało przed nią z niezmierną wyrazistością barwy, rysunku, obyczaju i życia.
Ani się spostrzegła, gdy tuż za lasem rozwinęła się szmaragdowa łąka, na której kilkunastu kosiarzy siekło wysoką, pięknie wyrosłą trawę. Zobaczywszy panienki i przywieziony przez nie podwieczorek, żeńcy zaśpiewali śliczną pieśń, którą echo daleko roznosi. Jania tymczasem krzątała się wraz z Marysią, rozdając chleb i ser robotnikom, a jednocześnie nucąc pieśń przez nich tylko co śpiewaną.