Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łek mięsa, oto chleb, — dodała, wyjmując z koszyka przyniesiony kalece posiłek. — Pożywajcie z Bogiem!
Stary Piotr dziękował i posilał się zarazem.
— O moja panienko! O dziecko moje! — mówił przerywanym głosem — niech ci Bóg da zdrowie... nagrodzi... Żebyś urosła, jak ten kwiateczek różany, jak ta topolka... Żebyś była szczęśliwa!...
Nie chciała Jania słuchać tych pochwał i życzeń, ale zarumieniona pociągnęła Ewunię do progu.
— Przyjdę znów jutro — rzekła. — Zostańcie z Bogiem!
Stary kaleka złożył ręce i modlił się zcicha. Ewunia wyszła silnie wzruszona. Kiedy wróciły do domu, Jania rzekła:
— Jeżeli masz ochotę, Ewuniu, czytaj mi głośno, a ja będę sobie cerować pończoszki.
— Jak to? — zapytała zdumiona Ewunia. — To ty sama cerujesz pończoszki?
— Ej!... Nie muszę! Cóż znowu! Ale widzisz, ja uważam, że wszystko co potrafię