Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wioski. Zanim tam doszły, Jania wskazywała Ewuni domostwa około których przechodziły, wymieniała nazwiska zamieszkałych je rodzin i imiona dzieci, wiek ich i liczbę.
Ewunia znowu zaczęła się dziwić.
— Jakim sposobem możesz o tem wiedzieć? — pytała.
— Jakim? — powtórzyła ze śmiechem Jania — ależ bardzo prostym! Przecież są to oddawna nasi zwykli sąsiedzi, a że są biedniejsi, więc potrzebują często naszej pomocy. To oni przychodzą do domu, to ja z mamą lub z ojcem przychodzę do nich, i tak poznaliśmy się wzajemnie. Jakby na potwierdzenie słów Jani, idące drogą dzieci uśmiechały się do niej: chłopcy zdejmowali kapelusze, dziewczęta przesuwały się nieśmiało, a zdaleka słychać już było głosy: — Nasza panienka! Nasza panienka!
Zamyśliła się Ewunia. I ona mieszkała na wsi, i ona z okna swojego widziała dwa rzędy wiejskich strzech słomianych; ale nie znała ludzi, którzy pod temi strzechami pracowali i żyli, ale nigdy nie przyszło jej na myśl, że ludziom tym mogłaby przynieść jakąś