Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

których dotknęła, stawały się lśniące, czyste, cały pokój nabierał wdzięku i świeżości.
— Tak! — rzekła wreszcie, rzucając dokoła uważne spojrzenie — teraz weźmiemy książkę i pójdziemy do ogrodu czytać.
Ewuni propozycya ta nie zachwyciła bynajmniej.
— Ee!... — rzekła krzywiąc buzię — książkę?... a jaką?...
— Wybierzesz jaką zechcesz — odpowiedziała Jania uprzejmie i poprowadziła gościa do swego pokoiku. Ewunia była zdziwiona.
Ten pokoik schludny, czysty, zdawał jej się pustym prawie.
Nie było w nim tych gracików, tych fraszek, tych wygódek, które zapełniały bezładnie własny jej kątek i wśród których zazwyczaj stawała ziewając, niezdecydowana czem się zająć, czego się tknąć, co począć z sobą?
Pewna surowość i powaga przeglądała tu ze ścian bielonych i ze skromnych sprzętów. Jedynym zbytkiem tego pokoiku były