Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

raz całą gromadą na żłób, dalej dziobać, dalej wyjadać, dalej rabować... Tfu! z takim ptakiem!
— No, a jaskółka? — pytała Zosia. — Wszak i ona przy domu się trzyma.
— Jaskółka to znowu co innego. Ona to jest ptaszyna gospodarna i ku człowiekowi skłonna. Pożywienie sobie w locie z wody, z powietrza bierze, muszkami drobnemi się karmi, lot ma szeroki, wysoki, w niewoli nie wyżyje, a do siedziby ludzkiej ciągnie, pod strzechą gniazdko sobie wije, poufałym domowniczkiem się staje. Jaskółka i jastrzębia najpierwsza dojrzy, i inne ptactwo o nim ostrzeże; ona i słotę gospodarzowi przepowie, choć kalendarza nie czyta... Jeszcze chmurki nie widać, a już jaskółka czuje, że deszcz albo burza będzie. Już nisko nad stawami i nad polem krąży, już piórkami ziemię zmiata, już po swojemu głosku dobywa, a krzyczy, żeby snopy z pola brać, a z łąki siano. Wszyscy ją też lubią, te miłą ptaszynę; a kot Matus nieraz cięgi wziął za to, że się nazbyt ciekawie gniazdku jej przyglądał, a wąsiska