Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/146

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wzdłuż ustawionej na kozłach deski, na której rozpostarte były kupki ziół suchych i świeżych; obok na ubitej z gliny podłodze stał koszyk pełen białego kwiecia, dalej płachta z której wyglądały zielone łodygi, wreszcie sito pełne lśniących żółtych kwiatów.
— Bogać tam czary, mój robaczku złoty! — rozśmiała się Tomaszowa. — A toć to moja apteka!
— Apteka?... A lekarstwo na figle jest?...
— Oj jest! — pogroziła palcem Tomaszowa.
Ale Mańcia już pobiegła na drugą stronę deski, i wsadziwszy nosek w kupkę przesuszonych liści, znowu kichnęła.
— Dajże Boże zdrowie! — rzekła dobrodusznie stara piastunka.
— Brrr!... a jakie mocne! — otrząsnęła się Mańcia.
— A mocne! mocne! — Sprawiedliwie powiedziałaś mój kwiatuszku. Mocne jest, bo moc w sobie ma. Taką moc, że to i człowiekowi pomoże i chorobie na stracenie idzie.