Strona:Marcin Ernst - O końcu świata i kometach.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zgarniać je. Że ziemia w istocie zgarnia drobne partykuły materyi, różniącej się wielce od materyi spotykanej na ziemi, w postaci t. z. pyłków kosmicznych, o tem przekonano się niejednokrotnie. Wystarczy wystawić w jakiemś otwartem, spokojnem miejscu arkusz białego papieru, aby po pewnym czasie znaleźć na tym papierze warstwę drobnego pyłu, w którym, prócz pyłków pochodzenia niewątpliwie ziemskiego, znajdzie się pewna ilość pyłków kosmicznych. Te ostatnie łatwo dają się wydzielić za pomocą magnesu, zawierają bowiem bez wyjątku żelazo rodzime. Takie same pyłki znajdowano w śniegu okolic biegunowych, zebranych z gór lodowych, przypędzonych być może z samego bieguna, znajdowano je i na szczytach gór, nigdy przedtem przez ludzi nieodwiedzanych. Zresztą sama budowa tych pyłków, składających się przeważnie z żelaza niklowego, nie spotykanego nigdzie na ziemi w tej postaci, dostatecznie świadczy o ich kosmicznem pochodzeniu.
Jeżeli przyjmiemy, że pyłki te pochodzą z rozproszonych ogonów komet, to możemy i na tej podstawie, do pewnego stopnia, w przybliżeniu obliczyć ilość materyi, jaką wogóle reprezentowały ogony komet. Z badań nad ilością spadającego na ziemię pyłu kosmicznego, jeżeli połowę tego pyłu przypiszemy gwiazdom spadającym, które, spalając się w atmosferze, również jako subtelny pyłek upadać muszą na ziemię, okazuje się, iż w przestrzeni międzyplanetarnej na milion kilometrów sześciennych przestrzeni przypada co najwyżej ½ grama pyłu