Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

handel drzewa, większą część czasu swego spędzali na wózku, nabywali i wycinali lasy nie tylko w WKsięstwie, lecz głównie w Królestwie. Starszy z nich umarł, zdaje mi się, nie długo po trzydziestym roku, młodszy zaś, znany Gotthilf Berger, stworzył sobie pokaźną fortunę, ożenił się w dość późnym wieku z panną Treppmacher, a nie mając dzieci i nie mogąc się ich spodziewać, pod koniec życia nie małą część kapitałów swoich poświęcił dobru rodzinnego miasta, dla którego, przed blisko trzydziestu laty, wystawił, na potrzeby szkólne, ów wielki gmach przy Strzeleckiéj ulicy, mieszczący w sobie Realne gimnazyum.
Z śmiercią Gotthilfa Bergera wygasła rodzina pierwszych właścicieli téj kamienicy, która, po wspomniauem bankructwie starego Bergera, była własnością jakiegoś kapitalisty w Berlinie; około trzydziestego piątego roku kupił ją mieszczanin tutejszy Stanisław Fibich, dorobiwszy się grosza na podrzędnym handlu wódki i likierów, nie pamiętam już, przy któréj ulicy. Miałem przyjemność znania także tego pana Fibicha, lecz ponieważ znajomość nasza kończyła się na wzajemnem uchylaniu kapeluszy, gdyśmy się przypadkiem spotkali, nic ci o nim ciekawego powiedzieć nie potrafię, dodam tylko jeszcze, iż obecnie dawna ta siedziba Bergerów jest własnością kupca Andersza, który ją nabył od spadkobierców Fibicha głównie dla jéj rozległych i bardzo dogodnie urządzonych sklepów.
Do najdawniejszych za méj pamięci komorników w téj kamienicy należał profesor Jan Motty; ile mi wiadomo, jeszcze stary Berger wypuścił mu drugie piętro ku Nowemu Rynkowi zwrócone, gdzie wiernie przesiedział lat dwadzieścia kilka. Był on we wszystkich klasach moim nauczycielem i ponieważ prócz tego żyłem w przyjaźni z jego synami, a ze starszym, przeby-