Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rannie słał sobie łóżeczko. W towarzystwach rozrywek bynajmniéj nie szukał i jedynym jego nierozłącznym amicusem był proboszcz Kinosowicz, z którym codziennie odbywał przechadzki. Wszakże wolne chwile swoje, a miał ich dość dużo, poświęcał, jak mi mówił Żupański, w którego księgarni nieraz się z nim zeszedłem, gorliwéj pracy nad literaturą i historyą ojczystą i pozostawił po sobie piękną pamiątkę téj pracy. Najpierw wydał Dzieje narodu polskiego, rodzaj podręcznika przeznaczonego dla młodzieży, z dodatkiem starannie opracowanéj jeografii i mapy dawnéj Polski. O wartości owego dziełka, które wyszło w jednym tomie, bezimiennie, świadczy najlepiéj to, że, odpowiadając potrzebie ówczesnéj, doczekało się pięciu wydań, które, ile mi wiadomo, całkiem są wyczerpane. Daléj, na prośbę księgarni Kamieńskiego, opracował i uzupełnił Rys dziejów piśmiennictwa polskiego Lesława Łukaszewicza; prócz tego wydobył z zapomnienia piękne Kazania i mowy księdza Łańcuckiego; wreszcie zebrał Śpiewy nabożne dla użytku katolików naszéj archidyecezyi i podał nam wiadomości o Obiorze papieża i dworze jego.
Drugą stronę pierwszego piętra tego domu zajmował przez wiele lat ksiądz Zeyland; znałem go tylko z widzenia, muszę więc poprzestać na wzmiance, że postać jego wysoka i silna, twarz wyrazista okazywały człowieka stanowczéj woli i że, co nieraz słyszałem, odznaczał się pewnym rygorem w życiu prywatnem i wykonywaniu obowiązków kapłańskich; ceniono w nim osobliwie nadzwyczaj sumiennego i surowego spowiednika, dla tego szczerze pobożne dusze dążyły do jego konfesyonału, który, ile pamiętam, w lekkomyślności naszéj, my gimnazyaści omijaliśmy ze strachem, gdy przyszło do kwartalnéj spowiedzi.