Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wienia miał, osobliwie w chwilach afektu, ujadająco-brzmiący, a chociaż posiadał dużo wiadomości w rozmaitym kierunku, niegrzeszył elokwencyą i polotem ducha, czyniąc w ogóle wrażenie poczciwego parocha z odległéj parafii, którego rzeczy poza obowiązkami zawodu będące mało co obchodzą. Księdza zaś Aleksego obchodziło wszystko; zaraz na owem pierwszem stadyum publicznego działania swego okazał się różnostronnym. Nie tylko uczył w szkole religii, łaciny, polskiego języka, a miał tam niełatwe zadanie, bo pamiętam, że dostała mu się kwinta, w któréj obrabiać przyszło niemal dziewiędziesięciu wcielonych diablików; nie tylko miewał kazania i oddawał konfratrom rozmaite przysługi w kościołach, lecz, zapoznawszy się z świeckiemi osobami zajmującemi wybitniejsze stanowiska urzędowe lub towarzyskie, bywał w wielu domach i brał żywy udział w tem co nas wtenczas pod politycznym i narodowym względem obchodziło.
Krótkim był jednak jego pobyt przy gimnazyum poznańskiem, albowiem, gdy w skutek wypadków czterdziestego szóstego roku nastąpiło owo oczyszczenie kolegium nauczycielskiego, gdy z niego jednę cześć Polaków wysłano na trawę, drugą w inne strony przeniesiono, przesadzonym został ksiądz Aleksy do Trzemeszna, zwłaszcza iż tam zawakowało miejsce regensa i nauczyciela religii, po ustąpieniu ks. lic. Janiszewskiego. Lubo z żalem opuszczał Poznań, gdzie się już całkiem czuł w swym żywiole, oswoił się jednak wkrótce z nową posadą, bo szkoła i zadanie odpowiadało jego czynnemu usposobieniu i religijno-patryotycznym uczuciom. Mówił mi kilka razy potem, że mu tam było nie źle, szczegółów dokładnie już nie pamiętam, tyle tylko wiem, że jak w Poznaniu, tak w Trzemesznie zyskał sobie niebawem szacunek i przywiązanie uczniów; umiał im przemawiać do