Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stawał stosunkach, bardzo był wraźliwy. Mimo skłonności do ironii i morałów, mimo pesymistycznych częstokroć zapatrywań, czułem sercem obdarzony, czynił co mógł; ubogim dzieciakom książki i zeszyty kupował, chorym lub starym ich rodzicom nieraz dał drobne wsparcie, w kilkn przypadkach, jak mi wiadomo, za biednych gimnazyastów szkólne zapłacił, a gdy sam dopomódz niemógł, przychodził do znajomych sobie majętniejszych osób z prośbą, aby to lnb owo dobrodziejstwo wyświadczyły. Rzadko mn odmawiano, bo pod tym względem miary nieprzekraczał, i każdy wiedział, że, stosnjąc się do jego życzeń, niema do czynienia z nierozważnym orędownikiem. Chociaż w spółeczeństwie skromne zajmował stanowisko, znanym był jednak tntaj i cenionym powszechnie dla rzetelnych zasług swoich i zacnych przymiotów. Gdy po tryumfach nad Francuzami nastały u nas czasy wytępiania tego co polskie i katolickie, gdy nawet biednym naszym dzieciakom po szkołach elementarnych niedano spokoju, strasznie duszno zrobiło się Rakowiczowi, od lat kilku przeniesionemu na Św. Marcin, gdzie wtenczas, zdaje mi się, jeden z inicyatorów niemczenia przez szkołę, nazwiskiem Hielscher, był rektorem; a ponieważ przytem zapadać zaczął na zdrowin, przeto podał się do emerytury i siedemdziesiątego czwartego roku skończył zawód, nauczycielski. Niewiem z jakiego powodu przeniósł niebawem penaty swoje do Iuowrocławia; i tam jeszcze usiłował, ile mógł, przydać się na coś. Pisywał do Gospodarza toruńskiego artykuły o ogrodownictwie, założył w okolicy towarzystwo pszczelnicze, moralizował znajomych wedle swego zwyczaju; lecz krótko to trwało, gdyż, po niespełna dwóch latach, zabrał go Charon do swéj łodzi. Niezbyt długo potem, syn jego Franciszek podążył także za ojcem.
Pamiętam tego młodzieńca, gdy był jeszcze w szko-