Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/265

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jaczy mi jeszcze przed oczyma jako panna słusznego wzrostu o ciemnych i bujnych warkoczach, przytrzymywanych wysokim grzebieniem, niegrzesząca zresztą pięknością, lecz za to wymowna i zajęta ciągle pończoszką. Późniéj ostygła jéj przyjaźń i powoli wykrnszyła się całkiem, znalazła bowiem panna Bornemann, lubo już niemłoda, małżonka w osobie pana Hanke, który naprzeciwko niéj mieszkał, był urzędnikiem w rejencyi i od Polaków zdaleka się trzymał, chociaż ojciec jego, stary profesor, sprowadzony do Poznania za pierwszéj okupacyi, nrzędował przez cały czas Księstwa Warszawskiego przy Lyceum i polskie czasy miał w dobréj pamięci, jak o tem, w méj przytomności, mówił do mego ojca, a swego znajomego, przypominając mu Antoszewicza, Przybylskiego, Kaulfussa i innych dawnych kolegów. Co się zaś tyczy owego zboru kalwińskiego i byłéj rezydencyi Bornemannów, dodam ci jeszcze, panie Ludwiku, że tam pan Dütschke tylko kilka lat pastorował, krótko bowiem po czterdziestym roku, gdy na Piotra placu wybudowano dwuwieżowy kościół protestancki, przeniesiono tam pastora i gminę znacznie powiększoną, rozwalono arcy-niepokaźne garbarskie sanctuarium i sprzedano jego grunta, na których teraz widzisz mur składowy i trzypiętrową kamienicę.
Dzieje przyległego do niéj domu są dla mnie zagadką, ale następującego minąć obojętnie nie mogę, bo ważne zajmuje miejsce w méj pamięci, dla któréj, zamiast numeru czterdziestego piątego, wypisane na nim wielkiemi zgłoskami nazwisko Popliński. To nazwisko znajdziesz wymienione w każdéj bibliografii naszéj i w podręcznikach literatury, a prócz tego byłem osobiście z Poplińskimi w bliższych stosunkach, podaję więc o nich co sobie przypomnieć zdołam, lubo mi przykro, że bardzo niedokładną wyda ci się moja re-