Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

też słyszał kto późniéj po nich był tu właścicielem, wszakże pragnąłbym obszerniéj pomówić o zmianach zaszłych tutaj ostatniemi czasy i żałuję mocno, że dostatecznych szczegółów podać nie mogę o osobistości, która je przeprowadziła, chociaż znaną była każdemu z nas w mieście i zjednała sobie szacunek powszechny. Otóż stary dom Frosta z przynależnym doń gruntem nabył, niepamiętam którego roku, mistrz stolarski Józef Zeyland, zamienił go na trzypiętrową kamienicę i przybudował tuż za nią ten znaczny zakład fabryczny. Mówiłem ci, panie Ludwiku, gdyśmy po Nowym rynku chodzili, iż, będąc jeszcze niedorostkiem, spostrzegłem tam nieraz biegającego z siostrą małego chłopca. Nic o nim nie wiedziałem wtenczas, jak, że jest bratem kanonika farnego, księdza Zeylanda; wołano nań Józio! i zdawał mi się parę lat młodszym odemnie.
Ów Józio wkrótce zeszedł mi z oczu; przez lat dwadzieścia kilka anim pomyślał, że jest na świecie i dopiero, ile pamiętam, piędziesiątego roku, gdy pewnego razu w starem naszem gimnazyum, stanąwszy przy oknie zwróconym ku Klasztornéj ulicy, spoglądałem na stojące z drugiéj strony probostwo farne, ujrzałem tam na pierwszem piętrze warsztat stolarski, a w nim pracującego heblem i dłutem gorliwie z kilku innymi, młodego człowieka wysokiéj i silnéj postawy, z którego przystojnéj twarzy wyczytać było można pewien szpryt i rozwagę, osobliwie gdy bystrem okiem oglądał odbytą robotę. Dowiedziałem się niebawem, że to Józef Zeyland, który, po ukończeniu szkoły miejskiéj i ówczesnéj przygotowawczéj, oddany przez brata w naukę stolarstwa, do czego okazywał ochotę, wyrobiwszy się tutaj na biegłego czeladnika, powędrował potem za granice Księstwa, aby w większych miastach dokonać wykształcenia, ożenił się pomyślnie z wychowanicą panien Moldenhauer, przełożo-