Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ku Dębinie, i przy téj sposobności opowiedział mi Rymarkiewicz o początkach swoich oraz o przygodach z czasów listopadowego powstania. Otóż urodził on się jedenastego roku w Łobżenicy, gdzie ojciec jego osiadł w ostatnich latach przeszłego wieku. Ów ojciec, imieniem Andrzéj, Litwin z pochodzenia, za czasów Kościuszkowskich służąc w konnicy pułkownika Dzierzanowskiego, zaskoczony przez kozaków przy furażowaniu w Tupadłach, uszedłszy im szczęśliwie i nie chcąc wpaść znowu w ręce moskiewskie, powędrował za pruską granicę. Tutaj zarabiał z początku na życie, chodząc jako wyrobnik, a potem znalazł dłuższy przytułek i wyuczył się szewieckiego kunsztu w jakiejś mieścinie, z któréj, będąc już czeladnikiem, zaszedł wreszcie do Łobżenicy, ożenił się z Maryanną Kryjańską, córką sołtysa w pobliskiéj Kruszce i rozpoczął proceder na swoją rękę. Ponieważ zarobek był niezły, osobliwie gdy przechodzącym częstokroć żołnierzom francuzkim mnogo butów trzeba było dostarczać, ponieważ żona przyniosła z sobą nieco grosza, przedewszystkiem zaś zaradnie i oszczędnie gospodarzyła, znalazł się z czasem własny domek i dość znaczny kawałek roli, tak iż pięciu synów i córkę nasz majster mógł postawić na nogi. O ich wychowanie najwięcéj dbała matka; dwaj starsi synowie, poduczywszy się z grubszego, znaleźli utrzymanie pracując w biurach sądowych; obydwóch dość dobrze znałem, bo byli potem w Poznaniu.
Jan, najmłodszy z rodzeństwa, przebywając szkółkę łobżenicką, miał dwóch dobrodziejów, którzy się nim zajęli; ksiądz Manthey dawał mu lekcye łaciny, a jakiś stary emigrant z nad Sekwany nauczył go trochę po francuzku. Rodzice pragnęli, aby się na tem nie skończyło, zwłaszcza iż mały Jaś okazywał wielką ochotę do nauki; gdy więc szczęśliwym sposobem, dwódziestego