Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kszych od grochu. Umarł, zdaje się, jako katolik, słyszałem bowiem, że w ostatnich chwilach odwiedził go ks. regens Bielewicz.
Pogrzeb odbył się bardzo uroczyście; rynek bernardyński i poboczne ulice przedstawiały widok niezwykły; kilka set gimnazyastów w szeregach, za nimi duchownych kilkadziesiąt z ks. biskupem Stefanowiczem, przedstawiciele władz rządowych, mnóstwo obywateli z prowincyi i tłumy ludu, wszystko to nieboszczykowi towarzyszyło na cmentarz świętomarciński, gdzie go złożono w bliskości Marcinkowskiego i gdzie mu dawniejsi uczniowie wystawili pomnik z napisem polskim, oddając chołd pamięci zasłużonego pedagoga z wdzięczności za to, że chociaż Niemiec i urzędnik pruski, okazywał się sprawiedliwym dla narodowości naszéj i bronił, ile mógł rozumnéj i moralnéj zasady prawem boskiem i ludzkiem wszędzie, prócz u nas, uświęconéj, że wykształcenie młodzieży na podstawie jéj ojczystego języka odbywać się powinno. Patrząc na teraźniejsze stosunki w obrębie szkólnym, widząc co się dzieje z mową naszą i nauczycielami polskimi, zrozumisz, panie Ludwiku, że my starzy z tęsknotą, i serdecznem uznaniem wspominamy sobie nieraz owe czasy Brettnera, przytem zacne, życzliwe dla nas jego uczucia i chęci.
Nim daléj pójdziem, nie mogę się wstrzymać od krótkiéj wzmianki o pewnem individunm, które tutaj przy pobernardyńskim kościele lat trzydzieści, mniéj więcéj, długiego żywota swego spędziło. Któż z nas nie znał doktora Tomasza Huisona! Prawdopodobnie zjawił on się w Poznaniu jeszcze przed mojem urodzeniem, a zkąd właściwie pochodził, tego nie wiem. Miał, jak słyszałem, antenatów angielskich i robił wrażenie przyswojonego, dość oryginalnego cudzoziemca, ale tu niewątpliwe, że wychował się w Krakowie, gdzie