Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nym, jak spokojnym i wzorowym; nie opuszczająca jéj nigdy roztropność, jéj szczera życzliwość w towarzyskich stosunkach, macierzyńska opieka, którą otaczała wychowanki swoje, jéj staropolska pobożność bez nowomodnych blichtrów, wreszcie usposobienie statecznie łagodne, często wesołe, jednały jéj przywiązanie i szacunek wszystkich osób, co ją znały, a liczba tych była niemałą. Mianowicie dawniejsze pensyonarki, w późniejszych swoich latach, ilekroć nadarzyła się sposobność, witały ją z radością i nie szczędziły wyrazów i dowodów wdzięczności. I tak doczekała się podeszłego wieku, nie tylko ciesząc się względami społeczeństwa naszego, na które sobie zasłużyła, lecz i ze stosunków w rodzinnym obrębie zadowoloną być mogła; starszą córkę już siedemnastego roku wydała za profesora Mottego i nie rozłączyła się z nią do ostatniéj chwili; drugą, dziesięć lat późniéj, za profesora Jana Poplińskiego w Lesznie, a syn jéj, mający imię ojca, po kilkoletniéj pracy w trybunałach poznańskich, został dyrektorem kancelaryi sądowéj w Rogoźnie.
Całe trzecie pokolenie wzrosło i rozpoczęło samodzielny byt pod jéj okiem, oglądała nawet kilkoro prawnucząt, wszakże jedno ciężkie zmartwienie zatruło tę pomyślność domową, gdy trzydziestego ósmego roku, po śmierci męża, młodsza córka, jako wdowa z dwojgiem sierot do niéj wróciła. Koniec życia pani Herwig równie był przykładnym, jak cały jego przebieg. Roku piędziesiątego piątęgo, z nastającą wiosną, skutkiem powodzi, która dom Łaszczewskich i wszystkie inne naokół zalała, czerstwe dotychczas jéj zdrowie szwankować zaczęło, a ponieważ z początku mało na to zważała, wzmogła się choroba niespodzianie i pociągnęła za sobą gwałtowne zapalenie płuc, które w tak późnych latach sztuka lekarska rzadko kiedy pokonać może. To też wszelkie