Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czasie większych zjazdów. Odbywały się tam rozmaite uroczystości, które ściągały liczny zastęp osób z prowincyi i miasta, Polaków i Niemców; obywatele wiejscy, urzędnicy, wojskowi spotykali się na tem neutralnem polu, poznawali się i bawili się razem, a chociaż zaszło czasem może jakie lekkie starcie, głównie z powodu podejrzeń o zbytnie wyróżnianie téj lub owéj osobistości, miało jednak to zbliżanie się różnobarwnych pierwiastków swoje dobre strony, zacierając wzajemne przesądy i wrodzone niechęci. Jak w Berlinie u dworu, równie i tutaj zgromadzano się w pewnych okolicznościach, około południa, na tak zwaną cour. Ustawiano powołanych na nią w dwa rzędy, między któremi przechadzała się powolnym krokiem książęca para, rozmawiając z każdym kródzéj lub dłużéj i przyjmując nowo przedstawiane osoby. Kilka razy przerwało taką dość sztywną ceremonię coś zabawnego. Pamiętam jak opowiadano o przypadku jakiegoś sędziego czy radzcy, który przy przedstawianiu skłoniwszy się nadto głęboko i machnąwszy za śmiało prawą nogą, wywrócił się jak długi przed księżną, a dla zupełnéj konfuzyi i bardzo ślizgiéj posadzki gwałtowne i daremne, wśród powszechnéj wesołości, robił wysilenia, żeby się podnieść. Innym razem, gdy przedstawiano pana Starzeńskiego, szlachcica w dość podeszłym wieku, który się straszliwie jąkał, zapytała go księżna po niemiecku, czy ma żonę? Na to jegomość ów wykrzyknął szybko: ich habe drei, ale gdy następne gehabt daremnie z siebie wyduszał, księżna, nie wiedząc o jego słabości, rzekła z zdziwieniem do obok stojącego Michalskiego ce monsieur est — il donc Turc? Prócz owych dworskich przeglądów bywały bardzo częste obaidy, już w mniejszem kółku bliższych znajomych, już to na wielkie rozmiary dla urzędowego odpaszania publiczności; latem zdarzały się zjazdy i podwieczorki w Dębinie, zimą