Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 04.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wnéj słodyczy w rozmowie, nie należał do osób, które od razu wzbudzają zanfanie i pociągają ku sobie. Dodać jeszcze muszę, panie Ludwiku, że w kołach demokratyczno - wolnomyślnych, wywierających wtenczas wielki wpływ, przyczepiano Prabuckiemu przydomek Jezuity biorąc mu pewnie, lecz najniewłaściwiéj, za złe gorliwość, z którą występował w kierunku religijnym i przytrzymywał młodzież do wypełniania obowiązków kościelnych. Przydomek ten szkodził mu w opinii ludzi niedowarzonych, którzy bezmyślnie powtarzają co słyszą lub chcą sobie nadać pozór tężyzny.
W ogóle jednak podczas jego dyrektoratu, prócz wzmiankowanéj awantury, któréj przyczyn i przebiegu nie pamiętam, i kilku pomniejszch wykroczeń, jakie między uczniami są wszędzie, nie zaszło nic nadzwyczajnego; postępy naukowe rozwijały się należycie, bo znaczna liczba nauczycieli była w młodym jeszcze wieku i odznaczała się gorliwością, a całe ich kolegium, po większéj części polskie, żyło między sobą i z uczniami w jak najlepszem porozumieniu.
Utrudniła stanowisko dyrektorskie księdzu Prabuckiemu zmiana radzcy szkólnego, gdy miejsce kanonika Busława, z którym dla niego zgoda była łatwą, zajął powołany ze Szlązka dr. Brettner. Jako Niemiec i z całkiem obcych stron przybyły, miał on naturalnie wyobrażenia i cele nie zawsze naszym odpowiednie, jednakże, ile mi wiadomo, nie zaszło w stosunku ich wzajemnym, dość dyplomatycznym, nic nadzwyczajnego aż do chwili, gdy wypadki czterdziestego szóstego roku sprawiły w gimnazyum przewrot niespodziany, który także upadek księdza dyrektora za sobą pociągnął. Wspomniałem ci o tem już kilka razy, powtarzać więc szczegółów nie będę. Że Prabucki we wszystkiem niewinną był owieczką, nikt nie wątpił; ani o nocnéj awan-