Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

spokojny i na pozór zadowolony jak wprzódy, zajmował się wszystkiem ile mógł, najwięcéj czytaniem, chodził, gdzie było co widzieć, nawet do teatru, odwiedzał regularnie znajomych i przyjmował ich odwiedziny, mówił dużo i aż do końca wyraźnie, a odpowiadano mu i porozumiewano się z nim pisząc piórkiem lub ołówkiem zwykle w wielkim pugilaresie, który w tym celu nosił przy sobie. Nieraz gdy się kółko dobrych znajomych, osobliwie młodszych istot, zebrało koło niego, zapisywano całe arkusze; każdy sadził się na to, aby mu wystylizować coś nowego, zabawnego, dowcipnego, bo każdy pragnął rozerwać go, smutek od niego odegnać, a zacny pan Alfons, szczerze rozweselony, ze śmiechem odczytywał manuskrypta często niewyraźne. Dodać ci jeszcze muszę, iż kalectwo bynajmniéj nie ukróciło jego dobroci serca i pamięci o innych; owszem zdawało nam się, jakoby stał się wraźliwszym na potrzeby publiczne i biedę prywatną, a w datkach miłosiernych i podarunkach hojniejszym niż dawniéj. W tym stanie zupełnéj głuchoty przeżył hrabia Sierakowski dziesięć lat bodajnie, słabnąc z każdym niemal rokiem na siłach, gdy go, w początku osiemdziesiątego szóstego roku, pochwyciła ciężka jakaś choroba; znękany organizm nie był już w stanie jéj przemódz i w końcu kwietnia odwiedziłem go tutaj po raz ostatni w jego mieszkaniu, ale już leżącego w trumnie. Tak, panie Ludwiku, ile razy zwrócę oczy na te dwa okna pierwszego piętra, które ci wskazałem, żal mnie szczery ogarnia, że się już nie spotkam z miłem i przyjacielskiem spojrzeniem pana Alfonsa Sierakowskiego.
Na dolne okna po téj saméj stronie nie patrzę już wcale; przyczynę sam odgadniesz, panie Ludwiku, bo wiesz, co się za niemi działo z początkiem téj wiosny. Ojca w sile wieku, dwóch synów w pierwszym kwiecie