Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Otóż, wracając teraz do Koźmiana, powtarzam, iż, skoro się spotkał z jeneralem, musiało, dla tożsamości pojmowania rzeczy boskich i ludzkich, nastąpić najzupełniejsze między nimi porozumienie i wzajemne przywiązanie.
Osiadłszy w Berlinie bezpiecznie, potrafił Koźmian korzystać z miejsca pobytu, aby na nieznanem jeszcze dla siebie polu uzupełnić swoje wykształcenie; zwiedzał uniwersytet, uczęszczając osobliwie na kolegia filozoficzne Schellinga, który kończył tam wtenczas swój zawód niezbyt pokaźnie, i na odczyty kilku pozostałych jeszcze heglistów. Filozofia niemiecka niewpłynęła ujemnie na jego przekonania, owszem zdawała mu się niebezpieczną dla nieugruntowanych w wierze i działającą szkodliwie na uczucia patryotyczne i wyobrażenia narodowe polskiéj młodzieży. Było jéj tam wtenczas w Berlinie dość dużo, tak z Poznańskiego, jak i z innych części Polski; nie brakło na paniczykach, którzy, hospitując wstrzemięźliwie na niektóre lekcye, przedewszystkiem quaedam alia traktowali. Nie trudno było Koźmianowi opanować ten świat młody. Różnostronnością i gruntownością wiadomości swoich, bystrością umysłu, biegłością w mówieniu, z jednéj strony, z drugiéj zaś ogładą wielkoświatową, połączoną z naturalnem zawsze i przyjacielskiem wzięciem, daléj stanowiskiem rodowem i stosunkami w tak zwanych arystokratycznych kołach przyciągał do siebie każdego przy pierwszem zaraz spotkaniu i wzbudzał, przy dłuższem przestawaniu, uznanie swéj wyższości. Rozmowa z nim była zawsze przyjemna, często bardzo zajmująca, bo czegoż on nie wiedział! Pamięć posiadał fenomenalną, doskonalszą jeszcze niż brat Stanisław; wszystko co kiedykolwiek widział, słyszał lub czytał było mu w każdéj chwili przytomne, a praca naukowa, podróże, pożycie z tylu znakomitemi osobistościami nagromadziły w jego