Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Otóż od pierwszéj chwili znalazł w sercu i rozumie swoim wszystkie na tem stanowisku potrzebne zasoby. Pracując od rana do nocy, czuwając bez przestanku nad domem i zakładem fabrycznym, nie pomijając żadnéj drobnostki, oceniając jasno co być może lub powinno a co nie, ziścił zupełnie nadzieje zmarłego przyjaciela. Syna wychował tak, iż, jak ci wiadomo, godnym stara się okazać ojca swego i opiekuna; córkę młodszą, starannie wypielęgnowaną, wydał za człowieka zajmującego zaszczytne stanowisko w społeczeństwie polskiem; majątek powierzonéj sobie rodziny zabezpieczył i powiększył, a fabrykę udoskonalił i rozszerzył.
Abyś należycie ocenił człowieka, dodać ci jeszcze muszę, panie Ludwiku, że nasz poczciwy Bentkowiusz, wypełniając z pedantyczną sumiennością wszystkie te obowiązki ojca, kupca i fabrykanta, nie spuszczał z oka spraw naszych publicznych i, ile mógł, gorliwie się niemi zajmował. I tak Towarzystwo Czytelni Ludowych miało w nim wytrwałego współpracownika. Sam nieraz patrzałem na to, jak stósy nadesłanych mu książek i książeczek odczytywał, sporządzał piśmienną ich ocenę, robił z nich wyciągi, aby przy obradach nie występować z ogólnym i banalnym frazesem, jak się to zwykle dzieje; to też sąd jego uzasadniony i trafny nigdy nie zawodził. Nie mniejszą pomoc znalazło w nim Towarzystwo Przyjaciół Nauk, w którego sekcyi literackiéj i historycznéj występował często z gruntownemi sprawozdaniami, a zwiedzając regularnie posiedzenia, brał zawsze żywy udział w rozprawach i często kroć zarządowi służył swą pomocą. W Towarzystwie Naukowéj Pomocy nie zajmował wprawdzie wybitniejszego stanowiska, lecz będąc członkiem jego od chwili przybycia swego do Poznania, tak powszechne w tem kole zyskał sobie poważanie, iż od