Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nikarstwa zaś, które się także nastręczało, nic go nie ciągnęło. Z ojcowskiéj schedy nie wiele co mu pozostało, a przytem bez normalnego zajęcia obyć się nie mógł. Namyśliwszy się zatem, z tą samą stanowczością jak zawsze, przerzucił się na pole całkiem dlań obce i przyjął, idąc za radą Cegielskiego, ofiarowaną sobie rendanturę banku Tellusowego, który stał wtenczas w swoim zenicie. Domyślisz się sam, iż, nim miejsce to zajął, wyuczył się, przez kilka tygodni usilnie pracując, książkowości kupieckiéj i rachunków bankowych. Z nową metamorfozą swoją spoufalił się bardzo prędko i nieraz, gdy wszedłem do Tellusa, bawiło mnie patrzeć, z jaką spokojnością i dokładnością ów artylerzysta, dziennikarz, poseł i szef sztabu, siedząc nad wielką księgą, kreślił cyfry, zamykał i otwierał szafę żelazną i liczył na kantorze pieniądze biorącym lub oddającym. Nadszedł jednak czas, że z twarzy jego wyczytać było można pewne zakłopotanie; gdy mówiono o banku, milczał lub zbywał krótkiem, nic nie znaczącem słowem, to też zaczęliśmy się domyślać, iż stosunków Tellusowych w różowem świetle nie widzi i że gospodarstwo pana Behrensa, z którym zresztą nigdy nie był w komitywie, zaczyna go niepokoić. Nie wątpię, panie Ludwiku, iż wtenczas z rozmaitych oznak miarkować mógłem, chociaż on sam nie wiele co mówił, że Bentkowski, z własnego popędu, byłby już nie długo pozostał w Tellusie. Wszakże zaszedł niespodziany wypadek, który go do porzucenia bankowego zawodu zmusił.
W końcu listopada sześćdziesiątego ósmego roku umarł, jak ci mówiłem, Hipolit Cegielski. Otóż ci dwaj ludzie zbliżyli się już do siebie, gdy Bentkowski przybył do nas z Świdnicy, a z postępem czasu, ponieważ widywali się niemal codziennie i ponieważ pod względem umysłowego i sercowego usposobienia, daléj pod względem poj-