Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 03.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przyrządami, na tem miejscu wystawić nie pozwolono, dla tego Cegielski ogród musiał zostawić ogrodem, a dwa lata późniéj cały swój zakład przemysłowy przenieść za miasto.
O tym Cegielskim, który w społeczeństwie naszem bardzo znakomite zajmował stanowisko, zdobywszy je sobie li tylko własną zdolnością, pracą i zasługą, niejedno lepiéj powiedzieć ci mogę, panie Ludwiku, niż wielu innych żyjących jeszcze jego dawniejszych znajomych, bo od początku młodości naszéj byliśmy z sobą bez przerwy w najściślejszych stosunkach. Pierwszy raz, dobrze sobie przypominam, pojawił mi się po Świętym Michale trzydziestego roku, przy rozpoczęciu nowego roku szkolnego. Dostałem się wtenczas do tercyi i gdy w Farnym kościele, po skończonéj mszy inauguracyjnéj, przechodzili koło nas parami kwartanerzy, spostrzegłem tam niemało nieznanych mi figur, a między niemi dość już wyrosłego, chudego blondynka, ze szczupłą rumienną twarzą i wyrazistemi niebieskiemi oczyma, mającego jasną chustkę na szyi i wysokie kołnierzyki. Dowiedziałem się potem, że to Hipolit Cegielski, jeden z nowoprzybyłych Trzemeszniaków, że już jest korepetytorem i w klasie wszystkich zakasował. Dogonił on mnie w tercyi, gdzie ocieraliśmy się cały rok o siebie, nie zbliżając się wcale, bo Cegielski wiekiem o trzy lata, usposobieniem zaś wtenczas o wiele starszy odemnie, nie odpowiadał mojéj dziecinnéj jeszcze fantazyi; prześcignął mnie potem w sekundzie, gdzie wtedy, jak i w tercyi, kurs był jednoroczny, i dopiero w prymie, siedząc z sobą na jednéj ławce, ponieważ i ja, szczerze mówiąc, dojrzalszym i stateczniejszym się stałem, poznaliśmy się z sobą i przez ciągłe przestawanie i wspólną często pracę poza szkołą, weszliśmy już wtenczas w ścisły ten związek, który dopiero śmierć jego zerwała.