Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pozwalały, znaczne w tym kierunku postępy zrobiono. Tak w urzędowych jako nie urzędowych spotkaniach, miał Jacob zawsze wzięcie, że tak powiem, ściśle odmierzone i uroczyste, trzymające każdego o pięć kroków z daleka; z form grzecznych i ceremonialnych nigdy nie wypadał. Przypatrzyłem mu się kilka razy na wieczorkach; był tam w ogóle takim samym, jak w urzędzie, tylko trochę weseléj mówił, po części z ironicznym uśmiechem.
Ile mi wiadomo, w bliższych towarzyskich stosunkach z nikim nie żył, co było skutkiem tak osobistego usposobienia, jak może bardziéj jeszcze stosunków domowych. Miał żonę, która się podobno dla niego z pierwszym swoim mężem, kupcem w Warszawie, rozwiodła, ale ta pani nie pokazywała się nigdzie, ani w towarzystwach, ani na ulicy; była poniekąd zagadką w Poznaniu i zdaje mi się, że tu bez rozgłosu umarła. Syna jéj z pierwszego małżeństwa, nazywającego się Welthusen, przystojnego chłopca, pamiętam tu w wyższych klasach, a w niższych, małego Jakóbka. Samotne i nie wesołe życie, w braku innych przyjemności, bo nawet tytoniu nie palił, osładzał sobie Jacob czasami śpiewem kanarków, których miał mnogo i dbał o nie troskliwie. Poczciwy stary Dalkowski, mój metr skrzypcowy, będąc sam czułym ojcem licznego ptastwa, wszedł z tego powodu z Jacobem w styczność, dostarczał mu kanarków i uczył go obchodzić się z niemi. Już w podeszłym wieku i niechętny nieco luźniejszéj praktyce administracyjnéj wprowadzonéj przez Arnima wziął Jacob emeryturę i wyniósł się do Berlina, a nikt tu po nim nie płakał, bo nawet między Niemcami serdecznych przyjaciół nie miał. Pod względem naukowym był to człowiek niepospolity; pierwszorzędny filolog, mianowicie hellenista, mówił po francuzku jak Francuz, po polsku rozumiał wszystko, lecz