Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziesięciu ludzi, mających tylko pałaszyki i ten i ów pistolecik, byłby daremnym.
Pod liczną eskortą, która się w drodze nie zbyt przyjacielsko z nimi obchodziła, pędzono ich najpierw wzdłuż granicy szlązkiéj do Frankfurtu nad Odrą, a ztamtąd przewieziono do kistrzyńskiéj twierdzy, gdzie w kazamatach pomieszczeni i wystawieni na dość bezwzględne obejście, kilka tygodni przesiedzieli.
Takie były, w kilku wyrazach, dzieje legionu akademików berlińskich, ile je sobie jeszcze przypomnieć mogłem. Wracając zaś znowu do Minutolego, wiem tylko, że niedługo wyrugowany został z prezydentury policyjnéj, gdy skończyły się rozruchy berlińskie i gdy przyszli do władzy tak zwani reakcyoniści, czyli ultrakonserwatywni, dla których z powodu swego nie dość sztywno-pruskosłużbowego postępowania, nie miłą był osobistością. Co potem się z nim działo, powiedzieć ci nie mogę; zniknął tu wszystkim jak z oczu tak z pamięci i dopiero przed kilku miesiącami przeczytałem w jednym z berlińskich dzienników doniesienie o jego śmierci.
Idźmy daléj, panie Ludwiku, ale tylko kilka kroków. W téj kamienicy tutaj, odłączonéj od policyjnego domu ogródkiem i żelaznemi sztachetami, mieszkało dawnemi czasy kilka osobistości dobrze mi znanych, które na życie nasze szkolne nie mały wpływ wywierały. A najpierw na dole, po lewéj ręce od bramy, była przez wiele lat główna kwatera radzcy szkolnego i konsystorskiego Jacoba.
Znany wtenczas powszechnie i dla nas niefortunnie ważny ten człowiek miał odznaczającą się zewnętrzność. Nie wielkiego wzrostu, szczupłéj lecz proporcyonalnéj dubowy ciała, o ruchach spokojnych i poważnych, z twarzą regularną i ożywioną bystrem, pełnem rozumu spojrzeniem, z wysokiem czołem, włosem krótkim, ciemnym