Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wiedziałeś zapewne o tem po większéj części, panie Ludwiku, bo trzeba być wielkim rudisem w rzeczach polskich, aby nie znać owych Listów do Marysienki; opowiadań Paska i Kitowicza, lub Ziemiaństwa Koźmianowego, nie mówiąc już o reszcie. Prócz tego, chcąc, abyśmy mieli, jak inne narody, tłumaczenia wszystkich głównych dzieł starożytności, wydawał przez czas niejaki nakładem swoim Bibliotekę klasyków, w któréj się mieszczą pierwsze w języku naszym tłómaczenia Pliniusza, Witruwiusza, Propercyusza, Katulla i kilku innych autorów łacińskich.
Skoro wydania jego ujrzały światło dzienne i pojawiły się w handlach, tak mało się pytał wydawca o to, co się z niemi dzieje, że, jak mi mówił Żupański, ani nawet koszta papieru wrócić mu się za nie nie mogły. Uznając pod tym względem całkowicie zasługę i wspaniałomyślność Raczyńskiego, nie mogę jednak pominąć jednéj zdrożności, któréj się w kilku wydaniach swoich dopuścił. Otóż nieraz zmieniać kazał dowolnie tekst rękopisów; w Pasku usunąć lub przetłómaczyć wszystkie makaronizmy, któremi pamiętniki te były napełnione, w Kitowiczu zaś, Witwickim i Kołłątaju wypuszczać nazwiska a częstokroć całe większe i mniejsze ustępy, mogące być, wedle jego mniemania, niemiłemi lub draźliwemi dla żyjących jeszcze; czasami nawet skreślał miejsca po prostu dla tego, że mu się nie podobały. Wiem o tem z bardzo pewnego źródła; zresztą swego czasu nie było to wcale tajemnicą, a wynikało z usposobienia wydawcy, któremu się taka cenzura właśnie słuszną zdawała. Najpierwszem jednak z wszystkich dzieł przez Raczyńskiego wydanych jest Dziennik podróży po Turcyi, którą odbył czternastego roku i ogłosił drukiem dopiero siedm lat późniéj; wymagało bowiem długiego czasu i znacznego bardzo nakładu to wydanie zbytkowne