Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że tak z pierwszéj loży jako i z parteru, niemal na każdem miejscu, przejrzeć było można całość i widzieć wszystkich przytomnych, co nieraz bardziéj zajmuje niż sztuka sama; ale natomiast o przyrządach do ogrzewania nikomu się wtenczas jeszcze nie śniło, to też zimą mróz tu panował czasami nielitościwy; widzowie siedzieli wszyscy w płaszczach i futrach z skostniałemi nogami, a na scenie, dla silnego wiatru, który ztamtąd na parter przewiewał, była istna Syberya, wystawiająca postrojonych aktorów i dekoltowane aktorki na istne męczeństwo.
O dziejach wewnętrznych teatru, mianowicie zakulisowych, nie wiele, panie Ludwiku, dowiesz się odemnie, bo téj rozkoszy teatralnéj, jak, szczerze mówiąc, wszelkich innych, bardzo skromnie w życiu używałem, lecz to i owo, co mi tkwi jeszcze w pamięci, powiedzieć ci mogę.
Jest jeden pan w Poznaniu, nie młodszy odemnie, wielki niegdyś lubownik sztuki teatralnéj, któremu, za jego skłonności dramatyczne, rozmaite divae et divissimae bardzo się odwdzięczały; ten mógłby ci zajmujących rzeczy mnóstwo udzielić o niejednéj uroczéj Thalii lub Melpomenie, jakie się po deskach starego teatru przesunęły. Jeśli się z nim poznasz, to go poproś o jego treściwą kronikę, a może ci jéj nie odmówi; tymczasem poprzestaj na moich chudych wzmiankach.
Na samym początku naszego poloneza po mieście mówiłem ci o przedstawieniach aktorów warszawskich, którzy przybyli tutaj koło św. Jana, zdaje mi się, dwudziestego piątego roku, w każdym razie nim do szkół przyszedłem. Od ich krótkiego pobytu aż do roku trzydziestego ósmego nie zabrzmiał żaden głos polski na scenie poznańskiéj. Natomiast było tu stałe towarzystwo niemieckie, a na jego przedstawienia chodzili, po-