Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

późniéj córki dorosły, były one tak zewnętrznością swoją jako i wykształceniem ozdobą naszych zebrań prywatnych i publicznych i na zabawach odbywających się wtenczas w jego domu, z wyjątkiem może kilku oficerów, bywała Polonia płci obojga. To tez obiedwie córki, teraz już wdowy, wyszły za Polaków; z synami zaś, których było kilku w naszych szkołach, nie wiem co się stało; jeden tylko, idąc za przykładem ojca, został prawnikiem i osięgnął tu u nas znaczne stanowisko w zawodzie sądowym, lecz, ile mi wiadomo, do Polaków się nie liczy.
Daléj za kamienicą dr. Jagielskiego wyglądało całkiem inaczéj niż teraz aż do roku, mniéj więcéj, czterdziestego trzeciego czy czwartego, bo daty dokładnéj już nie pamiętam. Ciągnął się wzdłuż ulicy mur niepozorny, skręcający się kątem dość daleko na teraźniejszą Lipową. Mur ten otaczał ogród, dość wysokiemi drzewami obsadzony, w którego środku stała nie wielka, biała kamieniczka, spoglądająca na plac teatralny wiecznie zamkniętemi żaluzyami. Cały ten grunt należał do pułkownika Ponińskiego, ojca żyjącego jeszcze hrabiego Edwarda, a przeszedł późniéj na własność Teodora Kaczkowskiego, który część jego odstąpił władzy wojskowéj. Stanął na niéj, jak widzisz, zajęty obecnie przez jenerała zwanego komendantem placu i podwładne mu biura, budynek, przy którym ostał się jeszcze kawałek dawniejszego ogrodu; na drugiéj zaś części wybudował pan Kaczkowski, niemal równocześnie, tę wielką kamienice, w któréj, wprowadziwszy się czterdziestego szóstego roku, w trzydzieści lat późniéj, życia dokonał.
Kaczkowski był jedną z osobistości powszechnie znanych w naszem społeczeństwie; lubiliśmy go wszyscy i pod niejednym względem cenili. Poznałem się z nim w roku czterdziestym pierwszym i byliśmy z sobą