Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czasu założenia, naokół dwoma rzędami drzew, z których zewnętrzny, jak na alei, tworzyły włoskie topole; ów pamiątkowy pomnik, przed teatrem, na cześć poległych w wojnie austryackiéj, nie śpiżowy, jakbyś może myślał, lecz cynkowy, postawił magistrat w parę lat po owéj kampanii, ogródki zaś, gaiki i skały, zdobiące teraz dwa przeciwne boki placu, dopiero przed kilku laty także kosztem miasta urządzono. Miejsce teraźniejszych kamiennych słupów i żelaznych poręczy zajmowały przez długie lata drewniane, skromne i niskie. Prócz apelów codziennych, niedzielnych parad, kilku patryotyczno-niemieckich zgromadzeń i przedstawień politycznych, przez osoby rządowe lub magistrackie spowodowanych i ułożonych, nic takiego, ile pamiętam, nie zaszło na tym placu, coby ci warto było powiedzieć; chyba że ci nadmienię jeden mało ważny, lubo nie codzienny wypadek, którego byłem mimowolnym świadkiem.
Przechodząc tu raz zimą piędziesiątego trzeciego roku, około drugiéj po południu, spostrzegłem stojącego, prawie na środku placu, żołnierza w płaszczu i hełmie z karabinem w ręku. Widok taki nic rzadkiego, przeto nie zwróciłem na niego uwagi. Lecz ledwo go byłem minął z kilkanaście kroków, gdy nagle usłyszałem huk wystrzału. Oglądam się, a w téj chwili żołnierz chwieje się i wywraca. Przybiegłem z kilku osobami, które również szły niedaleko; leżał nieżywy z przestrzeloną głową. Zwykle ludzie odbywają takie operacye na ustroniu, co zaś tego biedaka spowodowało, aby za białego dnia, na miejscu publicznem, wśród przechodzących, żegnać się w taki sposób dobrowolnie z tym światem, dowiedzieć się nie mogłem.
W rzędzie budynków ciągnących się po prawym boku placu, widzisz najpierw, panie Ludwiku, bibliotekę Raczyńskich. Przechodziłem tu nieraz, bę-