Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kim nie wie i na wszelkie pytania tę samą dawała odpowiedź, przeto osadzono ją w więzieniu, w którém wytrwale i nie zmieniając postanowienia swego przesiedziała sześć tygodni i, chociaż ją niejednokrotnie badano, nie wydała nikogo, a nawet panię Kurnatowską, chcącą się na jéj korzyść oskarzyć, wstrzymała od tego kroku.
Znanym mi był pokoik, w którym karę swoją odsiadywała. Gdzie jest na rogu Sapieżyńskiego placu i Fryderykowskiéj ulicy ów piękny budynek sądu apelacyjnego, stało, jak ci już powiedziałem, kilka murem połączonych, starych i plugawych domów, zawierających więzienie miejskie. Na drugim piętrze jednego z nich, narożnego właśnie, znajdowały się pokoiki dla ludzi przyzwoitych, których, jeśli byli w śledztwie lub dla politycznych i administacyjnych przekroczeń karę odsiadywali, pruski rząd absolutny z pospolitymi zbrodniarzami nie mięszał i z kotła jadać ze złodziejami nie przymuszał. Tego rodzaju delikwentów mogli nawet znajomi odwiedzać, oznajmiwszy stan i nazwisko swoje dozorcy więzienia. Byłem tam kilka razy; najpierw przed trzydziestym rokiem, odwiedzając z ojcem Seweryna Mielżyńskiego, który czas śledztwa odsiadywał, nim go do Głogowa odwieziono, a wiele późniéj księdza Prusinowskiego, osadzonego na kilka miesięcy za wykroczenia prasowe w „Wiarusie“.
Panna Jeziorowska wyszła za mąż czterdziestego dziewiątego roku za kupca Wincentego Lorenza. Nazwałem ci go już dawniéj jako jednego z agitatorów i klubistów w poetycznie burzliwych czasach czterdziestego ósmego roku. Był on wtenczas już nie pierwszéj młodości, ale człowiek do rzeczy, ruchawy, towarzyski, bardzo muzykalny, grał bowiem dobrze na skrzypcach, a lepiéj na kartkach, mający przytém między obywatelami dużo przyjaciół. Wyszedłszy z prymy