Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ów Albin Górecki należał do moich dobrych znajomych i w swoim czasie do popularnych osobistości w mieście i na prowincyi. Pochodził z Królestwa, ale rodzina jego z Litwy, a ów poeta Antoni Górecki był bliskim jego krewnym. Jako uczeń uniwersytetu warszawskiego już w nocy listopadowéj miał udział w powstaniu, zaciągnął się niebawem do wojska, a przebywszy szczęśliwie całą niemal kampanię, dostał się przy końcu do niewoli. Przy téj sposobności poznał się z naszym profesorem Janem Rymarkiewiczem; pędzono ich razem do Mińska, w niezbyt delikatny sposób, domyślając się bowiem, że to akademicy, uważano ich za należących do najgorszego rodzaju buntowszczyków. W Mińsku pozostał Rymarkiewicz w lazarecie, zapadłszy na tyfus, Góreckiego zaś zapędzono daléj, aż nad morze Czarne. Opowiadał nam raz u Cegielskiego, przez całe dwa wieczory, rozmaite i ciekawe przygody swego życia, osobliwie z czasu owéj niewoli; ale dawne to lata i nic już z jego całéj odysei niepamiętam, wiem tylko, iż mu się udało zemknąć i po rozmaitych zajściach przedrzeć się do Prus. Dążył na emigracyę, ale pozostał tutaj, napotkawszy na znajomych i kolegów z czasów wojennych. Znalazł najpierw przyjacielskie schronienie i zatrudnienie w domu pana Tertuliana Koczorowskiego, który mu powierzył dozór nad dwoma starszymi synami, Adolfem i Kaźmierzem, odbywającymi wtenczas nauki szkolne w gimnazyum poznańskiem. Dało mu to sposobność nawiązania stosunków znajomości i przyjaźni z mnóstwem ludzi, tem łatwiéj, iż do miłego towarzyskiego pożycia wszelkie posiadał przymioty. Średniego wzrostu i dobréj tuszy, krojem twarzy, czarnemi włosami i oprawą ócz, wyglądał na Włocha, a raczéj na Ormianina; dbały o zewnętrzność swoją, był wesoły, wymowny, osobliwie dla lepszéj połowy rodzaju ludzkiego, do