Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i bardzo chętnie przebywałem w jego towarzystwie. Miał wtedy czterdzieści kilka lat; więcéj niż średniego wzrostu, dość otyły, z szeroką bladawą twarzą, opasaną na okół wielkiemi czarnemi piesakami, był bardzo sympatycznym pojawem starego kawalera, spokojnego i łagodnego, a że się okazywał łatwym w pożyciu i przy danéj sposobności uczynnym, znalazł tutaj wkrótce wielu przyjaciół w mieście i na prowincyi. Tak on, jak osobliwie siostra jego, osoba wielkiéj roztropności i poświęcenia, wywiązali się najzupełniéj z trudnego obowiązku zastąpienia rodziców małoletnim. Owe dwie dziewczynki, które nieraz siedziały smutnie w oknach Krakowskiéj oberzy, widziałem potem jako dorosłe i udatne panny na sali bazarowéj i obiedwie młodo wyszły za mąż za dwóch braci Brezów; a ten mały Władyś przerąbał się szczęśliwie do sekundy gimnazyum Maryi Magdaleny, gdy wybuchła zawierucha czterdziestego ósmego roku. Przybył wtenczas, jak ci niedawno temu opowiadałem, do Poznania ów legion akademicki z Berlina, a na jego widok rozbudził się w siedemnastoletnim Władysławie Wierzbińskim animusz patryotyczno-wojenny; rzucił w kąt Cycerona, przypasał szabelkę, wsadził na głowę konfederatkę z dwubarwnem piórkiem i ruszył z legionem pod Pogrzybowo, a potem za swoją imprezę pokutował wraz z innymi w Kistrzynie.
Tym krótkim epizodem żołnierskiego życia niedał się jednak Wierzbiński spędzić z prostéj drogi; rozsądek wziął u niego górę nad fantazyą; wrócił do szkół, a ukończywszy je szczęśliwie w gimnazyum Magdaleny i odbywszy triennium prawnicze na uniwersytecie berlińskim, rozpoczął w Poznaniu praktykę sądową. Poznałem go, gdy do szkół jeszcze chodził, późniéj spotykałem nieraz, gdy referendaryuszował, a nawet, sześdziesiątego drugiego roku, miałem go bardzo blisko siebie, bo sprowadził się