Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pchany, a wszyscy krzyczeli, dziękując królowi za wypuszczenie uwięzionych Polaków. Nie był to jednak czas wypoczynku; okoliczności pędziły patryotów do czynu.
Libelt stanął na czele komitetu polskiego, który się zebrał w Berlinie zaraz pierwszego dnia wolności, aby obmyślić co i jak w danem położeniu czynić należy na korzyść narodowéj sprawy; kilka dni późniéj powołanym został do Poznania, gdzie objął przewodnictwo komitetu narodowego. Nie mogę tutaj opowiadać dalszych wypadków, panie Ludwiku; znane zresztą rzeczy, chodzi mi o to, żeby ci kilku słowami wskazać, że Libelt, u którego miłość ojczyzny i współziomków górowała nad wszystkiem innem, wszędzie był jeśli nie pierwszy, to jeden z pierwszych, dokąd go służba publiczna powoływała i wszystko robił, co pod tym względem obowiązek wymagać zdawał się od niego. Z Poznania podążył do Pragi na kongres słowiański, gdzie przewodniczył sekcyi śłązko-polskiéj, a gdy w tem przedwczesnem i bezładnem przedsięwzięciu rozsądne usiłowania daremnemi się okazały, zwrócił się na inne pole, ważniejsze dla współrodaków w W. Księstwie. I tak widzieliśmy go, zaraz po powrocie z Czech, posłującego w Berlinie z Mielżyńskim i Potworowskim na owym sejmie, który rozpędzony został, a nieco późniéj w Frankfurcie nad Menem, zasiadającego w zgromadzeniu narodowem niemieckiem wspólnie z ks. Janiszewskim, dzisiejszym biskupem. Nie można było stosowniejszych wysłać jak tych dwóch zastępców naszéj sprawy, którzy jéj tak wymownie bronili, a osobistością swoją i uzdolnieniem szacunek Niemców zyskiwali.
Wróciwszy potem do Poznania założył Libelt, pod koniec czterdziestego dziewiątego roku, głównie w porozumieniu z pułkownikiem Sczanieckim, pismo polityczne, Dziennik polski, do którego przeszedł natych-