Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Osiemdziesiątego czwartego roku, z rana 19 lutego, zdrętwiała mu nagle połowa ciała i od téj chwili szedł paraliż powoli i stopniowo, a wszelkie wysilenia sztuki lekarskiéj i przemyślna troskliwość rodziny wstrzymać postępów jego nie mogły. I tak kończył Stanisław Koźmian rok przeszło, w łóżku i na krześle, bo jedne po drugich członki odumierały. Odwiedzając go nieraz, widziałem całą okropność położenia, zwłaszcza gdy późniéj do gwałtownych i ciągłych niemal boleści fizycznych, bezsennością powiększanych, przystąpiły, w skutek porażenia mózgu, cierpienia moralne i umysłowe. Twarz jego, dawniéj miła i spokojna, zmieniła się nie do poznania, czasami dziczała, mijały się bowiem chwile szałów z chwilami zupełnéj przytomności, która przywracała mu pierwotne usposobienie wraz z religijnem poczuciem. Nareszcie w ostatnich dniach Kwietnia następnego roku skończyły się jego męki i wywieźliśmy go tu z tego domu za miasto, aby spoczął w przygotowanym od lat kilku rodzinnym grobie w Brodnicy.
Idźmy teraz daléj, panie Ludwiku, wszakże tylko kilka kroków. Otóż obok dom, nad którego bramą wyrzeźbiona sowa wskazuje, że się tu dzieją mądrości. Znasz go dobrze, bo zapewne tam byłeś nieraz i oglądałeś kosztowne w nim pomieszczone zbiory. Jest to dom Towarzystwa Przyjaciół Nauk Poznańskiego, jak brzmi tytuł urzędowy. Nie mogę ci naturalnie opowiadać dziejów tego Towarzystwa, założonego roku piędziesiątego siódmego, ani bowiem czas pozwala, anim do tego powołany; wyręczy mnie kiedyś może który z sekretarzy lub członków, mający źródła po temu. Wszakże obecny byłem jego założeniu. Pierwsze, ile sobie przypominam, w tym celu i bardzo liczne zebranie rozmaitych osób z miasta i ze wsi, między któremi, nawiasem mówiąc, jedyny raz w życiu mia-