Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

najweselszych należeć nie mogło, wiem przecież, iż pan Jan nigdy pogodnego umysłu i łagodnéj cierpliwości nie tracił.
Ile razy go widziałem, to zaś zdarzało się nie rzadko, bądź na ulicy, bądź w towarzystwach, bądź też u niego, gdy, objąwszy potem całą tę posiadłość państwa Łuszczewskich, przesiadywał tu czasami w dawniejszem ich mieszkaniu, zawsze mnie ujmowała jego swobodna otwartość w wyrażaniu uczuć i myśli oraz przyjacielski sposób obcowania z ludźmi. Gdy po śmierci pierwszéj żony pojął drugą, robiło, mimo wielkiéj różnicy wieku, to stadło wrażenie szczęśliwie dobranego, jakiem było w istocie. Szczere przywiązanie obojga wywarło wpływ podwójny w przeciwnym kierunku; pan Jan odmłodniał widocznie, pani zaś Janowéj, która zresztą z natury była poważnie i spokojnie usposobiona, zaraz po ślubie jakoś lat przybyło. Żyli z sobą najszczęśliwiéj, a nawet rozłączyć się nie mogli na długo, bo już w półtora roku po śmierci męża podążyła za nim pani Mierzyńska, żegnając świat nasz z tym samym łagodnym spokojem co matka.
Jednym z częstych gości w domu Łuszczewskich, jak ci wspomniałem, który przy pierwszem spotkaniu już zewnętrznością swoją zwracał na siebie uwagę, był pułkownik Wincenty Skarzyński. Wysokiego wzrostu i silnéj budowy ciała, ciemnym, krótko strzyżonym włosem, pięknym i poważnym wyrazem twarzy, bystrem spojrzeniem, niemniéj jak sztywna trochę postawą, starannością w ubiorze i pewną dworską grzecznością w obejściu zdradzał wojskowego i to z jakiejś południowo-europejskiéj krainy; nie zdziwiłem się więc, gdy mi powiedziano, że blisko lat dziesięć służył w Hiszpanii. Raz na wieczorku u doktora Mateckiego rozgadał się niezwykle i opowiadał nam wiele wypadków