tego, który ją zbudował. Na owéj Rycerskiéj ulicy, panie Ludwiku, za młodych lat moich przez długie czasy, nic więcéj nie było, jak, po lewéj stronie, stajnie wojskowe, a szczególnie artyleryi konnéj, którym zapewne swą nazwę zawdzięcza; po drugiej zaś dwa czy trzy małe domki, kilka płotków i próżne miejsca.
Wracając zaś teraz do narożnéj kamienicy, ręczę ci, że każdy z nas starych Poznańczyków pamięta jéj założyciela. W pogodną porę około południa i wieczorami latem, prawie codzień mógłeś tu ongi, na Teatralnym placu lub na Wilhelmowskiéj ulicy, spotkać jegomościa w średnim wieku i średniego wzrostu, chudego, wyprężonego, z wywoskowanym w górę wąsikiem i bystrem okiem, w starannem ubraniu, z kolczykiem w uchu, przechadzającego się poważnie i machającego laską od czasu do czasu. Był to kapitan Agard, Francuz rodem, którego dziejów nie znam dokładnie, nie byliśmy bowiem w bliższéj komitywie, chociaż witaliśmy się grzecznie i nieraz z sobą rozmawiali; wiem tylko, że z początku służył w wojsku francuzkiem, późniéj zaś, do pruskiego przeszedłszy, był tutaj w ośmnastym czy dziewiętnastym pułku w stopniu kapitana. Mówił biegle trzema językami, ale dwoma przyuczonemi tak, iż byłbyś odrazu poznał cudzoziemca. Przypominam go sobie jeszcze w mundurze, ale koło trzydziestego roku, jak mi się zdaje, ze służby wystąpił, pozostał jednak u nas do końca życia, albowiem bożek Hymen go tu zatrzymał. Ożenił się z młodą jeszcze i dość ładną wdówką, panią Malinowską, która miała pokaźną fortunkę, tak iż nasz Mars mógł sobie istnieć obok niéj wygodnie. Nie dziw, że niechcąc być nieczynnym i poprzestać na tem co było, pomyślał o stosownem użyciu zasobów i, pociągnięty przykładem pierwszych w tym rodzaju spekulantów, zaczął budować kamienice. Wystawił nie tylko ten dom tutaj, ale i kilka innych w nowéj
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 02.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.